Do Budapesztu dojechaliśmy przed 6 rano na dworzec Kelenfold. Nigdzie nie mogłam znaleźć tej informacji dlatego ją tutaj zamieszczam, na tym dworcu nie ma skrytek, ani przechowalni bagażu. Do Balatonfured dotarliśmy pociągiem z dworca Deli. Odjazd był o godzinie 8 i później zatrzymaliśmy się na stacji Kelenfold. Nie polecam kupowania biletów przez internet ponieważ, żeby on był ważny trzeba wbić jakiś kod w automat i dopiero wtedy dostanie się bilet. Na miejscu byliśmy po ok 2h.
Zameldowaliśmy się w naszym hotelu Sunrise Apartmanhaz. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Najpierw nie mogliśmy znaleźć recepcji która była z tyłu budynku i nie zawsze tam ktoś był, ale udało nam się trafić na sprzątającego pokój chłopaka który dał nam klucz do pokoju. Powiedział nam, że Norbert - właściciel, pojechał do Budapesztu i niedługo wróci. Ja usłyszałam, że zapytał nas kiedy ma do nas przyjść abyśmy dokonali płatności i obgadali szczegóły, a mój kolega zrozumiał czy chcemy śniadanie. I bez namysłu mu powiedział, że dopiero w ostatni dzień przyjdziemy. Tamten chłopak się trochę zdziwił i sobie poszedł. Gdy to obgadaliśmy po dwóch dniach postanowiliśmy znaleźć Norberta. Wyszliśmy z pokoju i po podwórku chodził jakiś młody mężczyzna i pomyśleliśmy, że to może być on, ale nawet się nie upewniliśmy tylko powiedzieliśmy, że chcemy zapłacić. Ja trzymałam w ręce klucz z dużym napisem "2" (wcale o tym nie myślac, że go pokazuje) i ten rzekomy Norbert się nas zapytał czy jesteśmy z pokoju numer 2 to my już ucieszeni powiedzieliśmy, że tak. Wziął więc od nas 25 tysięcy forintów nawet nam trochę opuścił, ale nie dał nam żadnego pokwitowania. Po powrocie do pokoju zastanawialiśmy się, czy to był ten Norbert czy ktoś inny i baliśmy się, że przy wymeldowaniu będziemy musieli zapłacić jeszcze raz, ale na szczęście wszystko się dobrze skończyło.
Po rozpakowaniu koło godziny 13 pojechaliśmy autobusem do Tihany. Naszą podróż po tej małej wiosce rozpoczęliśmy od zobaczenia wygasłych gejzerów, swoją drogą kto by pomyślał, że to będą tylko skały - ja na pewno nie. Droga jest całkiem przyjemna i warto dotrzeć na szczyt i zobaczyć z góry jezioro powulkaniczne i widok na okoliczne domy. Następnym naszym punktem było zobaczenie skansenu i papryczkowego sklepu. Kupiłam lawendowy syrop, który ma charakterystyczny smak i zapach, ale da się wypić. Zrobiliśmy się głodni i szukaliśmy jakiejś restauracji nie mieliśmy zbyt wielkiego wyboru, bo poza sezonem większość restauracji i budek z langoszami było zamknięte. Trafiliśmy do Retro pizzerii na Kossuth utca 35. Jadłam tam zupę serową, była zupełnie inna niż u nas w Polsce z jakimiś pierożkami była nawet smaczna. Na drugie wzięłam spaghetti bolognese ponieważ nie było za dużego wyboru. Niedaleko poczty znajduje się przystanek powrotny na miejscu byliśmy ok godziny 17.
Zmęczeni całonocną podróżą i zwiedzaniem zdrzemnęliśmy się 2 godzinki i poszliśmy zobaczyć miasto. Jest tam jakaś jaskinia do zwiedzania, ale nie dotarliśmy do niej. Poszliśmy przywitać się z jeziorem. W Balatonfured są dwie plaże jedna trawiasta druga zwyczajna obie płatne. Było zimno, więc żadnej nie odwiedziliśmy. W ogóle to jakoś najmniej zwiedziliśmy to miasto gdzie mieliśmy najbliżej, ale za to jedliśmy tam pyszne kolacje. Na ulicach i w restauracjach prawie wcale nie widać ludzi, a jedzenie było pyszne i wydawało się świeże. Pierwszego dnia trafiliśmy do restauracji Balaton Ettrem restaurant. Były tam ogromne porcje jedzenia zamówiliśmy halaszle - czyli tradycyjną węgierską zupę rybną. Dostaliśmy wazę z której mieliśmy po prawie dwa talerze zupy, ja się już najadłam. Mój towarzysz zamówił sobie na drugie danie filet z karpia ziemniaki i surówkę, mimo to, że danie było jedno dostaliśmy dwa talerze i dwa filety ryby i oboje najedliśmy się do syta. Kelner znał nawet kilka polskich słów.
Następnego dnia jedliśmy niedaleko przystani jachtowej w restauracji Victoralas tagore, przy ulicy Setany 1. Jedzenie było ok, ale mogłoby być lepiej i było trochę drogo. Ostatniego naszego dnia pobytu jedliśmy w restauracji Bella etterem es pizzeria przy ulicy Setany 3 była tam pyszna zupa gulaszowa z kluseczkami - zupełnie inna niż u nas i drugie danie udało mi się nawet zrobić zdjęcie, bo w pozostałe dni byłam tak strasznie głodna, że o tym nie myślałam. Jedzenie było dobre, ale zostaliśmy w tej restauracji oszukani i zauważyliśmy to dopiero w pokoju policzyli nam dwa wina zamiast jednego. I do tego dodali sobie wysoki napiwek czyli servis ok 800 forintów, jeszcze na domiar złego mojemu koledze tak smakowało, że dał mu dodatkowy napiwek 1200 forintów. Ja jestem na to zbyt chytra i nie potrafię tego przeżyć.Nieopodal tej restauracji znajduje się budka z langoszami tylko trochę droga, ze śmietaną i serem kosztował 600 forintów, ale był duży i pyszny.
Wygasłe pole gejzerów |
Widok z pola gejzerów na miasto i jezioro powulaniczne |
Sklep papryczkowy w Tihany |
![]() |
Kolacja w Balatonfured |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za kontakt. Postaram się odpisać jak najszybciej będzie to możliwe. Pozdrawiam!